http://olemagazyn.pl/a-co-w-argentynie-torneo-zenada/
Od lutego 2015 liga argentyńska zmienia format rozgrywek. Z głupiego na głupszy. W środę argentyński związek podjął decyzję o utworzeniu 30-zespołowej ligi. To będzie twór niespotykany w poważnej piłce nożnej. Trudno znaleźć jakiekolwiek plusy takiej zmiany.
Format ligi argentyńskiej był zły. Podział na aperturę i clausurę, a od niedawna na inicial i final, plus bezsensowna tabela „descensos” decydująca o spadku były dziwnym i niepraktycznym wymysłem. Chyba każdy wiedział, że należy to zmienić, bo szkodzi to argentyńskiej piłce. Liga trwająca pół roku może i była emocjonująca, ale dzięki temu tytuł nieraz zdobywały zespoły przypadkowe, bo szczęśliwie utrzymały niezłą formę przez dwa miesiące. Kluby nie utrzymywały stabilizacji, bo w każdym okienku transferowym przechodziły duże zmiany, a tabela spadkowa była niesprawiedliwa i niezrozumiała. Mało która zagraniczna telewizja chciała pokazywać taką ligę. Zatem AFA postanowiła to zmienić. Niestety, zmieniła na coś jeszcze bardziej dziwacznego. Żaden z klubów nie odważył się oficjalnie sprzeciwić Julio Grondonie, chociaż w opozycji były m.in. Belgrano, Estudiantes, Newell’s i Vélez. Boca i River były za, aczkolwiek miały nadzieje na zwiększenie przychodów z transmisji.
Futbol i polityka
Kwestie sportowe miały tu najmniejsze znaczenie. Jasne jest, że w tak licznej lidze poziom się obniży. A i tak jest niski. Najważniejszym czynnikiem była tzw. federalizacja piłki nożnej, a co za tym idzie: pieniądze. W Argentynie prawa do pokazywania rozgrywek trzech najwyższych klas należą do… rządu. Transmisje lecą w TV Pública, pod piękną nazwą „Fútbol para todos” (futbol dla wszystkich). Dzięki temu nie trzeba płacić za kablówkę (wcześniej prawa należały do prywatnej TyC Sports), żeby oglądać rodzimą ligę. Tylko, że rząd kupił prawa za grube miliony (600 milionów pesos argentyńskich, czyli ok. 50 milionów euro), a więc za pieniądze publiczne, czyli tak naprawdę Argentyńczycy dalej słono płacą za transmisje. W przerwie meczów, przed ich rozpoczęciem i po zakończeniu na ekranie telewizorów widzowie dostają solidną porcję prorządowych reklam. Dla komercyjnych nie ma miejsca, z wyjątkiem reklamy sponsora. Kto ogląda Primera División w argentyńskiej TV, ten kojarzy charakterystyczny traktor lub ciężarówkę, które wjeżdżają na ekran i trąbią.
Wspomniana federalizacja piłki nożnej też jest częścią całego programu Fútbol para todos i polityki rządu. Większość klubów Primery jest z prowincji Buenos Aires, a tylko sześć z interioru. W czasie tych prorządowych reklam można na przykład zobaczyć jak oglądają mecz kibice w prowincji Misiones na północy kraju. W ten sposób prezydent Cristina Kirchner zdobywa poparcie poza prowincją Buenos Aires. Zwiększenie ligi do 30 klubów automatycznie zwiększy liczbę przedstawicieli interioru. Ale czy w znacznym stopniu? W Nacional B z 22 grających w niej obecnie ekip, połowa jest prowincji Buenos Aires. Do nowej ligi awansuje 10, więc może się okazać, że nie awansuje nikt z interioru i wtedy dominacja stolicy oraz okolic jeszcze się zwiększy.
„Mistrzostwa federalne. Rozgrywki bardziej wyrównane. Możliwość dla skromniejszych klubów, by zmierzyły się w wielkimi” – tak AFA charakteryzuje nowy format. Ciężko będzie jednak tym mniejszym coś zwojować, bo jak podała agencja Télam, dostaną one z praw do transmisji 10 razy mniej pieniędzy niż Boca czy River. A w argentyńskiej prasie pojawiło się hasło „nierówność dla wszystkich”.
Nowy porządek
Jak ma wyglądać przejście między starym formatem a nowym? Trzy zespoły, które mają spaść w tym sezonie – spadają. Argentinos Juniors już wie, że w sierpniu zagra w Nacional B. Ale szybko może wrócić do Primery, bo drugoligowe rozgrywki potrwają tylko 5 miesięcy. 22 zespoły zostaną podzielone na dwie grupy, z których 5 pierwszych awansuje do nowej, 30-zespołowej ligi. Może więc się okazać, że taka drużyna jak Nueva Chicago, grająca teraz w Primera B (trzecia liga), już w grudniu będzie się cieszyć z awansu do Primera División.
Nowa liga będzie się składała tylko z jednej rundy. Każdy z każdym rozegra 29 meczów, a dodatkowo zostanie powtórzony klasyk, czyli Boca i River zmierzą się dwukrotnie. Jeśli któraś z drużyn nie będzie miała w lidze swojego odwiecznego rywala, wtedy o tym, z kim gra dodatkowy mecz decyduje geografia. Z jednej strony fajnie – klasyki są zawsze emocjonujące. Ale dla San Lorenzo największym rywalem jest Huracán, a dla Godoy Cruz klasykiem jest mecz z Independiente de Mendoza. A jeśli San Lorenzo i Boca będą walczyć o mistrzostwo i różnica między nimi będzie minimalna na korzyść El Ciclón? Boca wtedy powie: „Hola, hola, ale my musieliśmy grać dwa razy z River, a San Lorenzo zdobyło sobie spokojnie sześć punktów na Huracanie”.
Kolejne pytanie: na jakiej zasadzie będą ustalani gospodarze? Na pewno dojdzie do sytuacji, w której zmierzą się dwa sąsiadujące ze sobą w tabeli kluby. Dlaczego gospodarzem będzie akurat ten? A jeśli to będzie mecz decydujący o utrzymaniu?
Czy przy ustalaniu gospodarza będzie decydował czynnik sportowy czy może geograficzny? Czy dla takiego Velezu, lepiej będzie grać wyjazd ze słabszym zespołem, ale w dalekim Tucumán, czy z nieco lepszym, ale w Buenos Aires?
Czy 30-zespołowa liga będzie oznaczać całą gamę meczów o pietruszkę w końcówce sezonu? Spadają tylko dwa kluby, o awansie do pucharów mają decydować dodatkowe rozgrywki, tzw. liguilla, ale nie wiadomo, ile zespołów ma w nich grać.
A co z tabelą spadkową? Oczywiście zostaje. Jak napisał jeden z argentyńskich portali: „Gdy nastąpi koniec świata, zostaną tylko karaluchy i tabela spadkowa”.
Takich pytań z czasem pojawi się jeszcze więcej. Jeśli myśleliśmy, że reforma Ekstraklasa była zaskakująca, to w Argentynie szykuje nam się prawdziwe Torneo Żenada.