Gdzieś w archiwum można odszukać temat z pomarańczowej rewolucji. Tak więc myślę, że to co tam się teraz wyprawia zasługuje na oddzielny wątek.
Wszystko zaczęło się w połowie Listopada, kiedy ówczesny prorosyjski prezydent wstrzymał negocjację dotyczące umowy stowarzyszeniowej z UE. W następstwie tego, opozycja wyprowadziła dziesiątki tysięcy ludzi na ulicę, na majdan niezależności w centrum Kijowa. Po próbach pacyfikacji ludności przybyłej z centralno-zachodnich terenów, zaobserwowaliśmy zbliżenie polskiego establishmentu do ukraińskiej rewolucji. Uwieńczeniem polskiej hucpy na euromajdanie stało się słynne już wystąpienie przywódcy największej prawicowej partii i jego banderowskie pozdrowienie skierowane do zgromadzonej ludności. Miało ono bardzo symboliczny wymiar, gdyż oznaczało akceptację nasilającego się nacjonalizmu opartego min. na antypolskich fundamentach. Kiedy czarno-czerwoni potomkowie Szuchewycza czy Konowalca zdobywali rządowe budynki i obrócili w perzynę większość pomników przywódcy rewolucji październikowej potwiedziło się, że mamy doczynienia z narodowym powstaniem.
Dzisiaj mamy konflikt zbrojny pomiędzy Ukraińską armią a separatystami z Samozwańczej Republiki Donbasu. W międzyczasie Janukowycz musiał opuścić złote kible w międzygórzu a prezydent rosyjskiej federacji ogłosił aneksje Krymu.
Jakie waszym zdaniem powinno być stanowisko polskiego rządu w kwestii wewnętrznego konfliktu naszych wschodnich sąsiadów?