Post Wyświetl pojedynczy post autor: Marcinhp » 14 paź 2015, 19:54
Marcinhp
Post Wyświetl pojedynczy post autor: masacra » 14 paź 2015, 19:56
masacra
Post Wyświetl pojedynczy post autor: Marcinhp » 14 paź 2015, 20:03
Marcinhp
Post Wyświetl pojedynczy post autor: Boromir » 29 paź 2015, 13:14
Boromir
League
Post Wyświetl pojedynczy post autor: Boromir » 14 sty 2016, 17:43
kresy24.pl pisze:80 lat temu, 13 stycznia, ogłoszono wyrok w sprawie zabójstwa ministra spraw wewnętrznych II RP Bronisława Pierackiego.
Zamach przeprowadzony został 15 czerwca 1934 r. o godzinie 15.40 przed wejściem do Klubu Towarzyskiego w Warszawie przy ul. Foksal. Było to miejsce, do którego przychodziła elita obozu rządzącego. Spotkać w nim można było premiera, ministrów, a także parlamentarzystów Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR). Zamachowiec oddał trzy celne strzały w tył głowy ministra a następnie uciekł. (A. Garlicki „Piękne lata trzydzieste”). Przewieziony do Szpitala Ujazdowskiego minister Pieracki zmarł tego samego dnia nie odzyskawszy przytomności.
Zamachu dokonała Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. To również ona dokonała w 1931 r. zabójstwa jednego z liderów BBWR Tadeusza Hołówki.
„Bardzo szybko odnaleziono jednego z organizatorów zamachu Mykołę Łebedia. Choć zbiegł on do Niemiec, na żądanie władz polskich został wydany. Dzięki przekazanemu przez wywiad czeski tzw. archiwum Senyka, zawierającego wiele cennych dokumentów OUN, przeprowadzono wielkie aresztowania, które ogarnęły ok. 800 członków organizacji. Stronie polskiej udało się rozszyfrować i schwytać całą Krajową Egzekutywę z Banderą oraz Szuchewyczem na czele. Aresztowano również wielu członków okręgowych i powiatowych władz OUN. Większość z nich skazano na długoletnie więzienie. Sam Bandera w dwóch procesach – warszawskim i lwowskim – został skazany na karę śmierci, zamienioną następnie na dożywocie”. (Grzegorz Motyka „Ukraińska partyzantka 1942-1960”)
Proces w sprawie zabójstwa ministra Pierackiego toczył się przed Sądem Okręgowym w Warszawie od listopada 1935 r. do stycznia 1936 r. Na ławie oskarżonych zasiadło w sumie 12 osób. Trzej oskarżeni otrzymali wyroki śmierci, zamienione na mocy amnestii na kary dożywotniego więzienia. Dwaj inni skazani zostali na dożywocie. Pozostałym wymierzono kary od 15 do 7 lat pozbawienia wolności.
Bezpośredniego sprawcy zabójstwa Pierackiego nie udało się zatrzymać. Był nim, jak ustalono, 31 letni Grzegorz Maciejko ps. Gont, którego policja aresztowała w październiku 1933 r. za przynależność do OUN, jednak z braku dowodów został on zwolniony w lutym 1934 r. Maciejko po przeprowadzonym zamachu uciekł do Czechosłowacji, a następnie przedostał się do Argentyny, gdzie zmarł w 1966 r.
Zamordowany 15 czerwca 1934 r. Bronisław Pieracki należał do najbliższych współpracowników marszałka Józefa Piłsudskiego, wchodząc w skład grupy tzw. pułkowników. Był żołnierzem Legionów Polskich, Polskiej Organizacji Wojskowej. W listopadzie 1918 r. brał udział w walkach z Ukraińcami o Lwów, będąc jednym z organizatorów obrony miasta. W latach 1924-1928 pracował w Sztabie Inspektoratu Armii IV. Brał udział w przygotowaniach do zamachu stanu w maju 1926 r. W marcu 1928 r. został posłem z listy Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR). W Sejmie był przewodniczącym Komisji Wojskowej oraz jednym z wiceprezesów klubu parlamentarnego BBWR. W październiku 1928 r. zrzekł się mandatu poselskiego. Miesiąc później objął stanowisko II zastępcy szefa Sztabu Generalnego, odpowiedzialnego za koordynację prac cywilnych ministerstw w zakresie spraw obronnych. Zasiadał na nim do kwietnia 1929 r. Następnie mianowany został wiceministrem spraw wewnętrznych. W tym okresie zajmował się m.in. przygotowaniem wyborów parlamentarnych w 1930 r. Był również odpowiedzialny za akcję pacyfikacyjną przeprowadzoną na terenie Małopolski Wschodniej na jesieni 1930 r. W grudniu 1930 r. objął stanowisko ministra bez teki w rządzie Walerego Sławka. Od czerwca 1931 r. pełnił funkcję ministra spraw wewnętrznych. Z jego inicjatywy w marcu 1934 r. powołany został Komitet do Spraw Narodowościowych. Bronisław Pieracki odznaczony był m.in. Orderem Virtuti Militari V kl., Krzyżem Niepodległości, Orderem Polonia Restituta IV kl., czterokrotnie Krzyżem Walecznych i Złotym Krzyżem Zasługi. Pośmiertnie awansowany został na stopień generała brygady oraz odznaczony Orderem Orła Białego.
Boromir
Post Wyświetl pojedynczy post autor: Boromir » 25 lut 2016, 17:08
Dobra zmianaOficjalny spot wyprodukowany przez Telewizję Polską z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. W przygotowaniu pomogli m.in. Kibice Legii Warszawa.
Boromir
Rezus
guru
Post Wyświetl pojedynczy post autor: NoName1989 » 01 mar 2016, 15:46
NoName1989
Post Wyświetl pojedynczy post autor: Boromir » 18 maja 2016, 20:23
Boromir
Post Wyświetl pojedynczy post autor: League » 09 cze 2016, 15:16
League
Post Wyświetl pojedynczy post autor: Boromir » 11 lip 2016, 16:29
Niekoniecznie wiedząc o tym, kim był i za co odpowiada Stepan Bandera, wielu ludzi dało się złapać w pułapkę propagandy, której chcieli się sprzeciwić.
Międzynarodowa dyskusja o ukraińskiej polityce historycznej skupia się zazwyczaj na wciąż tych samych pytaniach i argumentach, a ci sami wciąż aktorzy chcą ją zmonopolizować. Zabranie głosu w tej dyskusji – gdy chce się pewne rzeczy osadzić w kontekście, a nie tylko wygłaszać ostre moralne sądy – prowokuje oskarżenia z obu stron sporu: albo się jest „niewystarczająco patriotycznym” albo się „skrycie rehabilituje nacjonalizm”.
Postanowiłem napisać ten tekst nie po to, by dowodzić swej moralnej czy intelektualnej wyższości, a także nie po to, żeby cokolwiek doradzać w sprawach polityki ukraińskiej czy międzynarodowej. Chciałbym za to precyzyjnie i tak jasno, jak to możliwe, przedstawić mój pogląd na sprawę skomplikowaną, wymagającą przekrojowych, interdyscyplinarnych badań, ale też przyznania się niemałej części Ukrainek i Ukraińców do ideologicznej apatii.
Mitologizacje Bandery
25 czerwca 1934 radykalne skrzydło Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), któremu przewodził 25-letni Stepan Bandera, zamordowało (w ich słowniku „dokonało egzekucji”) Iwana Babija, dyrektora Lwowskiego Gimnazjum Akademickiego. Ten były oficer Ukraińskiej Armii Halickiej i zwolennik pokojowego współżycia Polaków z Ukraińcami został przez młodych ekstremistów oskarżony o „czynną kolaborację z polską policją”. Dzisiaj lwowska ulica, przy której stoi budynek Gimnazjum Akademickiego, nosi imię Bandery.
Wybuch wojny w 1939 roku pozwolił Banderze wyjść z więzienia, w którym inaczej spędziłby resztę swojego życia po wyrokach za zabójstwa polityczne. Dwa lata później, 30 czerwca 1941 roku Bandera i inny członek OUN-u, Jarosław Stećko, próbowali ogłosić powołanie nowego państwa ukraińskiego w okupowanym przez nazistów Lwowie, szybko jednak zostali przez Niemców aresztowani i spędzili resztę wojny w odosobnieniu.
Bandera osobiście nie brał udziału w prowadzonej przez UPA walce podziemnej, której częścią były czystki etniczne Polaków mieszkających na Wołyniu oraz mordy na Żydach. Nigdy też ich jednak nie potępił.
Zwolennikiem autorytarnej polityki opartej na przemocy pozostał do końca życia w 1959 roku.
W październiku 1959 roku agent KGB Bohdan Staszynski – który później się powiesił – zastrzelił Banderę w Monachium. Ujawnienie się zabójcy i całego planu – którego częścią była historia miłosna – sprawiło, że cała rzecz stała się politycznym skandalem na wielką skalę. To tylko pomogło późniejszemu mitowi Bandery, zmieniając go w symbol antysowieckiego oporu albo też ukraińskiego faszyzmu i skrajnej prawicy –zależy, jakiej ideologicznej interpretacji dajemy wiarę.
Powszechnie dziś znany rzeczownik „Banderowcy” pojawił się mniej więcej w tamtym czasie, i wówczas oznaczał wszystkich ukraińskich nacjonalistów, ale czasami używano go na określenie mieszkanek i mieszkańców zachodniej Ukrainy, a czasem nawet wszystkich, którzy w ogóle mówią po ukraińsku. Użycie „Banderowca” w debacie publicznej nigdy nie jest niewinne – zawsze używa się go albo z pogardą, albo dumą.
Protesty na kijowskim Majdanie ożywiły i uaktualniły mitologię Bandery.
Obok partii skrajnej prawicy, „Banderowcami” nazywali się przewrotnie zwolennicy Majdanu, którzy chcieli w ten sposób przechwycić, odwrócić i ośmieszyć kremlowską propagandę, opowiadającą o „faszystowskim Majdanie”. Niekoniecznie mając wiedzę o tym, kim był i za co odpowiada Stepan Bandera, wielu ludzi dało się więc złapać w pułapkę propagandy, której chcieli się sprzeciwić.
Jeden z symbolicznych efektów Majdanu to również legitymizacja nacjonalistycznego hasła „Chwała Ukrainie”, którym posługiwało się szerokie spektrum zwolenników Majdanu. W czasie tych wydarzeń nabrało ono nowych znaczeń i kontekstów, przeradzając się w deklarację lojalności wobec ukraińskiego państwa.
To samo, niestety, dotyczy też wizerunku samego Bandery. Jak ujął to historyk Serhij Jekielczyk, „można powiedzieć, że w trakcie Euromajdanu wizerunek Bandery nabrał nowego znaczenie jako symbol oporu wobec skorumpowanego, sponsorowanego przez Rosjan reżimu, co dość odbiega od historycznej roli Bandery jako propagatora ekskluzywistycznego etnonacjonalizmu”. Pamiętając o zdolności ruchów masowych do przechwytywania symboli, inny historyk John-Paul Himka pytał z kolei, „czy można przyjąć nacjonalistyczne dziedzictwo jako dziedzictwo narodowe i tak po prostu zapomnieć o jego ciemnej stronie?” [podkreśl. – red.].
Sądzę, że ukraińskie społeczeństwo powinno wiedzieć więcej o antydemokratycznym potencjale kultu Bandery i o zagrożeniach związanych z wyidealizowanym i bezkrytycznym obrazem postaw nacjonalistycznej partyzantki wobec Polaków i Żydów, a także Ukrainek i Ukraińców, których uznawano za „wrogów”.
Dekomunizacja i ideologiczna różnorodność
Ani zwolennicy, ani krytycy upamiętniania Bandery w Ukrainie nie są jednolitą grupą. Podobnie nie każdy zwolennik albo zwolenniczka prowadzonej przez rządy po Majdanie polityki dekomunizacyjnej musi popierać heroizację UPA. Co więcej, gloryfikowanie Bandery jest krytykowane w Ukrainie z wielu perspektyw – demokratycznej, komunistycznej, pro-Putinowskiej i innych. Aby zrozumieć cele danej krytyki i stojące za nią motywacje, powinniśmy uważnie analizować kontekst każdej wypowiedzi. Dalej: w ukraińskiej debacie najmocniejsze wyrazy potępienia nacjonalistycznej wersji historii nie pochodzą wcale od liberałek czy lewicowców, ale raczej od ludzi podpisujących się pod zestawem historycznych poglądów, których źródła można odnaleźć w późno-sowieckiej propagandzie. Innymi słowy, i tak już słaba postawa samokrytyczna, jest rozpięta między dwiema skrajnościami – post- czy neosowiecką oraz nacjonalistyczną.
W tej złożone sytuacji, jak ujmuje to Olesia Chromiejczuk, „zamiast wspierania otwartego i krytycznego podejścia do zbiorowej pamięci narodowej, kolejne rządy Ukrainy podmieniają jeden zestaw gotowych interpretacji na inny, nie zostawiając miejsca na neutralną dyskusję o kontrowersyjnych stronach ukraińskiej historii i jeszcze bardziej komplikując nierozwiązane konflikty odnoszące się przeszłości narodu i tożsamości Ukrainy”.
Ignorowanie ideologicznej apatii
Byłoby wobec tego fundamentalnym błędem podzielić ukraińskie społeczeństwo na zwolenników i przeciwników kultu Bandery. Trzecia grupa jest w tym sporze zupełnie pomijana – ludzie, którzy pozostają raczej obojętni wobec spraw pamięci i tożsamości, którzy nie mają jasnych ideologicznych stanowisk i którzy czują się zdezorientowani bitwami o przeszłość.
Jak pokazać tę ideologiczną apatię? To poważne wyzwanie dla historyków, antropolożek, politologów i socjolożek. To także przestroga przed stosowaniem pochopnie przypisywanych narodowych i geopolitycznych „tożsamości”.
Wymowny jest tutaj niedawny przykład sprzeciwu wobec „dekomunizacji” prowadzonej przez ukraiński rząd. Przeciwnicy proponowanych zmian nazwy Komsomolska, Andrijewki i Dnietropietrowska nie odwołują się do jakiejkolwiek „sowieckiej nostalgii”, ale raczej obaw przed kosztami zmian nazewnictwa, a także brakiem akceptacji dla nowych nazw miejscowości, które zdaniem protestujących miałyby brzmieć zbyt prosto i archaicznie. Również zatem przeciwnicy nazw „zdekomunizowanych” – musimy to zrozumieć – wcale nie muszą tworzyć jednolitej grupy o jasnej orientacji ideologicznej.
A co z demokratyczną alternatywą?
15 maja 2016 roku prezydent Petro Poroszenko ogłosił, że od grudnia 2013 w Ukrainie obalono tysiąc pomników Lenina i zmieniono nazwy siedmiuset miejscowości. Miejsca, gdzie wcześniej były Leniny, dziś zazwyczaj pozostają puste. We wczesnych latach 90. na terenach zachodniej Ukrainy zazwyczaj stawał w ich miejscu Bandera – najbardziej rozpoznawalny symbol antysowieckiego oporu.
Upamiętnianie Bandery pozostawało jednak regionalnym zjawiskiem, powiązanym ze szczególną, tzn. galicyjską i wołyńską, pamięcią o partyzantce i sowieckich represjach, które objęły 10% tamtejszej ludności.
W Ukrainie po Majdanie wcale nie ma zgody co do tego, kto ma wejść w owo miejsce po Leninie. Nazwisko Bandery pada w tym kontekście nieczęsto, aczkolwiek pojawiło się w dyskusjach o nowych patronach ulic w Kijowie i Dniepropietrowsku [ostatecznie Stepan Bandera został patronem ulicy w Kijowie, a decyzja rady miejskiej zapadła w pierwszym tygodniu lipca 2016 i zbiegła się w czasie z obchodami rzezi na Wołyniu – przyp. red.]. Widać zatem, jak upamiętnianie Bandery stopniowo zaczyna przekraczać granice Galicji i Wołynia. Debata o tym, czy słusznie, jest bardzo ważna. Komplikuje ją jednak fakt, że w oczach wielu politycznie zaangażowanych obywatelek i obywateli , jakakolwiek zdecydowana krytyka ukraińskiego nacjonalizmu, wydaje się być „niebezpiecznie bliska narracji rosyjskiego imperializmu”.
W tym właśnie kontekście kluczowe jest ukazywanie historii etnicznego nacjonalizmu i polityki terroru OUN-u, a także antypolskich i antyżydowskich zbrodni UPA – bez przemilczeń i bez ich usprawiedliwiania.
Krytyka ukraińskiego nacjonalizmu z perspektywy praw człowieka bynajmniej nie oznacza (i nie ma na celu) przemilczenia sowieckich zbrodni, ani też nie odmawia Ukrainie historycznej podmiotowości.
Demokratyczna krytyka nacjonalizmu
Skupienie się na ukraińskiej tradycji sprzeciwu wobec nacjonalizmu z demokratycznych pozycji jest równie ważne. W 1932 roku żyjący na emigracji Izaak Mazepa, Olgierd Boczkowski i Panas Fedenko opublikowali broszurę zatytułowaną Budują czy burzą?. Autorzy krytykowali w niej terror OUN-u jako oznakę słabości i wskazywali na tendencje autorytarne w „nacjonalizmie integralnym”.
Pisma wybitnych ukraińskich intelektualistów na emigracji, Iwana Łysiaka-Rudnickiego czy George'a (Jurija) Szewelowa, ukazujące się od lat 60. również wymagają bliższego poznania. Szewelow na przykład dekonstruował propagandową demagogię polemiczną Dmytro Doncowa, ideologa ukraińskiego nacjonalizmu, jak również jego nienawiść do swobodnej dyskusji, określając jego postawę jako bliźniaczą do bolszewizmu.
Demokratyczna krytyka ukraińskiego nacjonalizmu integralnego oraz dzisiejszych grup skrajnej prawicy może być krokiem w stronę szerszego rozumienia ukraińskiej kultury.
Takiej, która może przyjąć, choć nie zawłaszczyć, także Szolema Alejchema – jednego z twórców współczesnej literatury jidysz, który ponad 40 lat życia spędził w Ukrainie; Bruno Schulza, polskiego pisarza żydowskiego pochodzenia, który urodził się i został zabity w Drohobyczu we wschodniej Galicji czy kijowskiego aktywistę na rzecz praw człowieka i pisarza Lwa Kopielewa.
Toksyczny ideał „jednego państwa, jednego narodu”
Po I wojnie Europa w większości wierzyła, że etniczna spójność tworzy fundament pod stabilny rozwój. Mimo tego, popularność sloganu o „samostanowieniu narodów” nie była jednoznaczna z przyznaniem każdemu narodowi własnego państwa. Ukraińska (w Kijowie) i Zachodnioukraińska (we Lwowie) Republika Ludowa, proklamowane po upadku imperiów Rosji i Austro-Węgier, zostały militarnie pokonane i nie udało im się utrzymać niepodległości. Galicja Wschodnia i Wołyń weszły w skład nowo powstałego państwa polskiego, Ukraina naddnieprzańska została zaś jedną z republik sowieckich w ramach ZSRR.
W międzywojennej Polsce nie było klęski głodu ani masowych represji, jednak miliony Ukraińców i Ukrainek żyjących na polskich ziemiach doświadczało dyskryminacji (od niechęci polskich władz do otwarcia uniwersytetu we Lwowie do odmowy zaakceptowania samego terminu „Ukraińcy”).
Rządy w Warszawie obawiały się największej mniejszości w kraju i jej ewentualnych dążeń separatystycznych. II Rzeczpospolita nie poradziła sobie z kwestią narodową i poprzez politykę dyskryminacji w latach 20. zepchnęła dużą część politycznie zaangażowanych Ukrainek i Ukraińców w kierunku sympatii prosowieckich (czym ZSRR doskonale manipulowało) albo skrajnego nacjonalizmu z jego polityką terroru (Stepan Bandera był właśnie jednym z takich młodych terrorystów zafascynowanych przemocą). Nie twierdzę bynajmniej, że to polityka Polski była głównym powodem radykalizacji polityki ukraińskiej – byli jednak polscy publicyści, jak Adolf Bocheński i Stanisław Łoś, którzy otwarcie stawiali takie tezy w latach 30.
Nie możemy też zapominać, na co wskazuje historyk Andrij Zajarniuk, że „mimo powojennej radykalizacji w latach 30. dominującą siłą polityczną wśród galicyjskich Ukraińców było Ukraińskie Zjednoczenie Narodowo-Demokratyczne...
Dopiero zniszczenie pluralistycznego systemu politycznego i organizacji społeczeństwa obywatelskiego przez Sowietów w 1939 umożliwiło dominację integralnego nacjonalizmu, która trwała przez całą wojnę.
Historia OUN-u i innych grup nacjonalistycznych jest przestrogą przed tym, co niesie ze sobą ideologia „jednego państwa, jednego narodu”. Terror ukraińskich nacjonalistów był wymierzony w Polaków i innych Ukraińców o umiarkowanych poglądach, którzy opowiadali się za wzajemną współpracą i kompromisem.
Większość ofiar OUN-u w latach 30. to zresztą Ukraińcy i Ukrainki. Celem terroru Bandery było eskalowanie konfliktu i rewolucja. Polityka tego rodzaju ukazuje przeciwników jako zdrajców narodu i agentów obcych sił. Jej celem było również wymazanie wszelkich niuansów i półcieni, pozbycie się wszelkiej złożoności i zawężenie ukraińskiej kultury politycznej.
W czasie, gdy Europa znów doświadcza niemal zapomnianego już poczucia, jak krucha jest demokracja, samokrytycyzm, intelektualna odpowiedzialność i polityczna gotowość do kompromisów i pojednania znów są bardzo w cenie.
Wbrew temu co mówi, nie da się nie zauważyć u Motyki swojego rodzaju ewolucji, bo i on coraz bardziej jest Ukraińcami zmęczony i widzi, że jednak nie da się po dobroci. O podobieństwach między ustaszami a upowcami chyba tu kiedyś pisałem, chętnie zajrzę do tej książki.Nie wszyscy Ukraińcy wystąpili przeciwko Polakom; w rzeczywistości inicjatywa i organizacja czystek spoczywała w rękach kierownictwa OUN-B – mówi prof. Grzegorz Motyka z IPN. 11 lipca 1943 r. banderowcy rozpoczęli skumulowane ataki na Polaków na Wołyniu i w Galicji Wsch., w których zginęło ok. 100 tys. osób.
PAP: Jak daleko powinniśmy cofnąć się, aby zrozumieć to co stało się na Wołyniu? Czy takie wydarzenia jak zamordowanie przez ukraińskich nacjonalistów ministra Bronisława Pierackiego można z dzisiejszej perspektywy jako swoistą zapowiedź wybuchu tego konfliktu?
Prof. Grzegorz Motyka: Do pewnego stopnia tak. Było to bowiem świadectwo używania przez nacjonalistów ukraińskich metod terrorystycznych. Pokazywało to radykalizm członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Już wówczas zaczęły się pojawiać w OUN pomysły rozwiązania konfliktu z Polakami poprzez dokonanie czystki etnicznej.
Z drugiej jednak strony należy pamiętać, że dopiero II wojna światowa i zniszczenie państwowości polskiej umożliwiło antypolskie czystki. OUN przed wojną była małą formacją, nie cieszącą się wśród ukraińskiej społeczności dużym poparciem. Ponadto polskie władze potrafiły ją kontrolować i ograniczać jej działalność do pewnego minimum. Nie była ona wówczas zdolna do przeprowadzenia jakichkolwiek większych działań zbrojnych. Polska policja po zamachu na Pierackiego potrafiła dokonać bardzo szeroko zakrojonych aresztowań, zamrażając jej działalność na kilka lat.
PAP: W dyskusjach publicznych jest wiele nieporozumień wokół takich terminów jak banderowcy, UPA, OUN. Często może się wydawać, że to sam Stepan Bandera podejmował decyzję o rozpoczęciu tej ludobójczej akcji na Wołyniu. Spróbujmy nakreślić podziały wśród ukraińskich nacjonalistów i motywy podjęcia przez część z nich decyzji o działaniach, które zaowocowały Rzezią Wołyńską.
Prof. Grzegorz Motyka: OUN w 1940 r. podzieliła się na dwie frakcje nazywane od nazwisk ich przywódców Andrija Melnyka i Stepana Bandery melnykowcami i banderowcami. Ich profil ideowy był podobny, ale różniło je nastawienie wynikające z różnic pokoleniowych. Melnykowcy byli starsi, doświadczyli walki o niepodległość Ukrainy po I wojnie światowej. Banderowcy byli młodzieżą ukraińską, która nie wzięła udziału w tamtych wydarzeniach. Z tej przyczyny byli oni znacznie bardziej radykalni.
To w środowisku banderowców pojawił się pomysł rozwiązania problemów polsko-ukraińskich za pomocą czystki etnicznej. W sposób bezwzględny wprowadzili ten pomysł, ku konsternacji wielu melnykowców. Oddziały melnykowskie na Wołyniu brały udział w napadach na niektóre polskie miejscowości, jednocześnie jednak działacze OUN-M uważali, że generalna rozprawa z Polakami jest bezsensowna i odnosili się do niej z dystansem.
Mitem jest więc przekonanie, że wszyscy Ukraińcy wystąpili przeciwko Polakom. W rzeczywistości inicjatywa i organizacja czystek spoczywała od początku do końca w rękach kierownictwa OUN-B. Jest wiele świadectw na temat chłopów z Wołynia, którzy nawet jeśli sympatyzowali z postulatem niepodległości Ukrainy wysuwanym przez Ukraińską Powstańczą Armię to jednocześnie z dużym dystansem patrzyli na akcje, w których ginęli ich polscy sąsiedzi.
PAP: Czy jesteśmy w stanie oszacować skalę poparcia dla ukraińskich organizacji nacjonalistycznych?
Prof. Grzegorz Motyka: Według moich szacunków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej wzięło udział w napadach na Polaków około 35-45 tysięcy Ukraińców. Proszę pamiętać, że społeczność zachodnioukraińska liczyła około pięciu milionów osób. To pokazuje różnicę pomiędzy stereotypowym spojrzeniem widzącym wszędzie antypolską nienawiść, a tym jak było naprawdę.
PAP: Jakie były reakcje Polskiego Państwa Podziemnego i władz na uchodźstwie na te wydarzenia? Wiele kontrowersji w dyskusjach polsko-ukraińskich wywołuje kwestia akcji odwetowych Armii Krajowej. Ukraińcy często zrównują je z działaniami UPA. Jak odnieść się do takich argumentów i porównań?
Prof. Grzegorz Motyka: Polskie Państwo Podziemne zostało zaskoczone tym, że ukraińskie podziemie zdecydowało się przeprowadzić tego rodzaju czystkę etniczną. Jednak wystarczy przejrzeć sztandarowe wydawnictwo „Armia Krajowa w dokumentach”, aby zorientować się, że już od lata 1943 r. nikt nie miał wątpliwości, że to banderowcy są sprawcami napadów. Trzeba przyznać, że w trakcie działań przeciw UPA nie ograniczano się do tradycyjnych działań wojskowych, ale miały również miejsce wypadki zemsty. Najbardziej spektakularny wymiar przybrały na Lubelszczyźnie w 1944 r. i w Rzeszowskiem na początku 1945 r.
W Lubelskim można wymienić przede wszystkim wydarzenia w miejscowości Sahryn, gdzie zginęło wielu ukraińskich cywilów. W działaniach w tym regionie nie chodziło wyłącznie o ślepą zemstę, ale też zastraszenie ludności ukraińskiej. Zakładano, że brutalność tej akcji wywrze wrażenie na upowcach i dojdzie do zahamowania antypolskich czystek w tym regionach.
Zbrodnie na ukraińskich cywilach nie dadzą się w żaden sposób usprawiedliwić, ale z całą pewnością nie można mówić o symetrii tych wydarzeń z działaniami UPA. Celem UPA była depolonizacja ogromnego obszaru kilku województw II RP, zaś po polskiej stronie wyłącznie zemsta i zastraszenie. Odwet dotyczył wyłącznie wybranych ukraińskich wiosek. Nie można więc mówić o symetrii działań polskiego i ukraińskiego podziemia.
Warto dodać, że poparcie dla UPA wzrosło gwałtownie po wkroczeniu na te ziemie Armii Czerwonej. Wówczas walka z Sowietami była jednoznacznie kojarzona jako coś dobrego i służącego odzyskaniu niepodległości.
PAP: Wśród Ukraińców poza osobami pozostającymi z boku tych strasznych wydarzeń było również wielu tzw. „ukraińskich sprawiedliwych”. Jak byli traktowani przez innych Ukraińców, czy spotykały ich represje ze strony nacjonalistów?
Prof. Grzegorz Motyka: Wiemy, że na samym tylko Wołyniu, według bardzo wstępnych szacunków, było 800 Ukraińców, którzy uratowali prawie 2000 Polaków. Tego typu przykładów zachowań życzliwych wobec polskich sąsiadów było bardzo wiele. Dodajmy, że za pomoc udzielaną Polakom groziły represje ze strony OUN-B – niektórych sprawiedliwych zabito, innym np. spalono stodołę, itp.
PAP: Jaki był stosunek okupantów niemieckich i sowieckich do konfliktu polsko-ukraińskiego? Wielu historyków krytykuje teorie, wedle której Sowieci świadomie podsycali te antagonizmy.
Sami Sowieci byli zainteresowani w podsycaniu konfliktu polsko-ukraińskiego, ale nic nie wskazuje na to, żeby pragnęli jego rozwinięcia w stronę totalnej rzezi ludności polskiej. Nie ma żadnego potwierdzonego przypadku prowokacji polegającej na ataku na polską wioskę przez sowiecką partyzantkę udającą UPA. Wiemy też, że rozkazy o zorganizowaniu antypolskiej czystki wydawali Dmytro Klaczkiwski ps. „Kłym Sawur” i Roman Szuchewycz „Taras Czuprynka”, czyli dowódcy UPA. W scenariuszu zakładającym prowokację sowiecką trzeba by przyjąć, że byli oni agentami sowieckimi lub ich otoczenie było całkowicie zinfiltrowane przez wywiad sowiecki. Ale w takim razie także powojenny antysowiecki opór byłby organizowany przez sowieckich agentów, a to przecież absurd.
Prof. Grzegorz Motyka: Niemcy i Sowieci wywołując II wojnę światową doprowadzili do zburzenia porządku, co umożliwiło dokonanie antypolskiej irredenty. Poza tym dokonując zbrodni na skalę przemysłową pokazali innym, że dokonywanie takich okrucieństw jest w ogóle możliwe.
PAP: Jaki był stosunek Sowietów do UPA już po zakończeniu II wojny światowej? Czy formacja ta była całkowicie przemilczana lub traktowana jako sojusznicza III Rzeszy?
Prof. Grzegorz Motyka: Ta sprawa była całkowicie zakłamana. UPA przedstawiano jako formację wrogą narodowi ukraińskiemu, jej członków nazywano burżuazyjnymi nacjonalistami oraz agentami Hitlera, a następnie państw zachodnich. Według propagandy ZSRS celem UPA było zniewolenie dobrego narodu ukraińskiego. W tej narracji nie było oczywiście miejsca na jakiekolwiek wzmianki o gigantycznych represjach, które przetoczyły się przez Zachodnią Ukrainą po 1944 r. Proszę pamiętać, że nawet Wielki Głód, który pochłonął kilka milionów istnień został przez Sowietów wymazany z historii. Podobnie było z tymi represjami, których ofiarą padło pół miliona Ukraińców z których 150 tysięcy zostało zabitych.
PAP: W ostatnich dwudziestu pięciu latach zrobiono bardzo wiele dla wyjaśnienia i upamiętnienia ofiar ludobójstwa na Wołyniu. Jednak w ostatnich latach dialog polsko-ukraiński w tej sprawie wydaje się być w pewnym zawieszeniu.
Prof. Grzegorz Motyka: Mój pogląd jest nieco inny niż wielu uczestników tej dyskusji. Spojrzenie na ówczesne wydarzenia nie zmieniło się zasadniczo od roku 2003, czyli od dyskusji, która towarzyszyła obchodom 60. rocznicy zbrodni wołyńskiej. Wówczas została odsłonięta głęboka różnica pomiędzy polskim i ukraińskim spojrzeniem na Wołyń ‘43. Ten konflikt pamięci wciąż się utrzymuje. Niektórzy nie chcą tego widzieć i dziwią się, że w okresie rocznic ta dyskusja przybiera tak gwałtowny charakter.
Bardzo ubolewam nad tym, że w ostatnim czasie, doszło do takich incydentów jak wystąpienia przeciwko procesji religijnej Ukraińców w Przemyślu. W trakcie dyskusji nad Rzezią Wołyńską możemy różnić się w ocenach historycznych, ale różnice te nie mogą usprawiedliwiać niegodnych zachowań, których we współczesnych relacjach między naszymi narodami być nie powinno. Możemy spierać się o historię, ale nie powinniśmy przenosić tych sporów na obecne stosunki, ponieważ jest to dla nich katastrofalne.
PAP: Wspomniał Pan, że przygotowuje kolejną publikację poświęconą stosunkom polsko-ukraińskim.
Prof. Grzegorz Motyka: Mam nadzieję, ze jesienią ukaże się moja książka poświęconą sprawom Wołynia ‘43. Staram się pokazać zorganizowany charakter tej antypolskiej czystki, omawiam kwestię polskiego odwetu, ale zajmuje się również sprawami polityki historycznej Polski i Ukrainy w ostatnich dwudziestu pięciu latach. Próbuję również pokazać analogie Zbrodni Wołyńskiej, takie jak antyserbskie czystki etniczne do jakich dochodziło w Chorwacji w trakcie II wojny światowej. Między działaniami ustaszy i upowców można zauważyć wiele podobieństw.
Boromir
Post Wyświetl pojedynczy post autor: Boromir » 12 lip 2016, 10:51
W lipcu 1945 r. oddziały Armii Czerwonej przy pomocy Wojska Polskiego oraz funkcjonariuszy i współpracowników Urzędu Bezpieczeństwa przeprowadziły szeroko zakrojoną akcję pacyfikacyjną na terenie Puszczy Augustowskiej i jej okolic, określanej mianem Obławy Augustowskiej. Ze strony sowieckiej w operacji uczestniczyły jednostki 50. armii
III Frontu Białoruskiego, Wojsk Wewnętrznych NKWD oraz funkcjonariusze kontrwywiadu wojskowego "Smiersz". Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, Milicji Obywatelskiej i miejscowi konfidenci wspomagali działania Sowietów jako przewodnicy i tłumacze, asystowali także przy przesłuchaniach.
Oddziały sowieckie przetrząsały lasy i wsie, aresztując podejrzanych o kontakty z polską partyzantką niepodle-głościową. Nie znamy dokładnie ani daty początkowej, ani końcowej operacji - najczęściej umieszcza się ją między 12 a 28 lipca. W sumie zatrzymano kilka tysięcy osób, część z nich więziono i poddawano brutalnemu śledztwu. Ok. 600 osób nigdy nie powróciło do domów i do dziś nie są znane ich losy. Najprawdopodobniej wszyscy zostali pozbawieni życia na podstawie tej samej decyzji i należy ich uznać za ofiary Obławy Augustowskiej.
Możliwe, że miejsce stracenia i wiecznego spoczynku tych osób znajduje się w pobliżu granicy, po stronie białoruskiej. Pewne jest, że zamordowano ich przy akceptacji najwyższych sowieckich władz politycznych. Strona polska od wielu lat prowadzi starania o ustalenie losów osób zaginionych w obławie.
Boromir
Wróć do „Kultura, polityka, wydarzenia”
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Limited
Polski pakiet językowy dostarcza phpBB.pl
Zasady ochrony danych osobowych | Regulamin
Administracja, zarządzanie i wsparcie graficzne forum: pawel.studio