Postautor: Cement » ndz 26.11.2017 0:02
Grupa F
Lokomotiw Moskwa - FC Kopenhaga 2:1 (Farfan 17' 51' – Verbić 31')
Lider ligi rosyjskiej znacząco przybliżył się do awansu, aczkolwiek nie zagrał zbyt dobrego meczu. Po sennych pierwszych minutach w 8 min. Władysław Ignatjew mocnym strzałem przetestował czujność Robina Olsena, strzał był jednak zbyt blisko środka bramki i na łatwej do obrony wysokości, i golkiper Kopenhagi poradził sobie. Kilka minut później po dwójkowej akcji Jeffersona Farfana i Manuela Fernandesa ten ostatni uderzył obok dalszego słupka. W 17 min. gospodarze objęli prowadzenie po akcji, którą można oglądać do znudzenia - Witalij Denisow kapitalnie ograł rywala na lewym skrzydle i wyłożył piłkę przed pole karne, stamtąd piłkarze Lokomotiwu dwoma podaniami rozmontowali obronę rywala, a akcję zakończył celnym strzałem między nogami Olsena Jefferson Farfan. Po utracie gola goście przeszli do ataku, jednak grali dość wolno i schematycznie, w efekcie obrona Lokomotiwu radziła sobie z ich akcjami dość łatwo. Mimo to wyrównanie przyszło dość szybko - Peter Ankersen przerzucił akcję z prawego skrzydła na lewe do Verbicia, a Słoweniec z narożnika pola karnego kapitalnym strzałem nie dał szans Koczenkowowi. Goście próbowali pójść za ciosem, ale kolejne ataki nie stwarzały już zagrożenia pod bramką rywala. Na początku 2. połowy Lokomotiw ponownie objął prowadzenie. W 51 min. Jefferson Farfan przegrał pojedynek z Olsenem, a po wynikłym z tego rzucie rożnym, jego krótkim rozegraniu i wrzutce doszło w polu karnym do zamieszania, piłka ostatecznie trafiła do Farfana, a Peruwiańczyk z bliska zdobył gola. Przez resztę 2. połowy gra Lokomotiwu była bezbarwna, z kolei Kopenhaga atakowała (bardzo aktywny był Benjamin Verbić), ale miała problemy ze stwarzaniem sytuacji. Groźnie zrobiło się dopiero w 70 min., kiedy to po mocnym zagraniu Verbicia w pole karne i niezbyt dobrej interwencji Koczenkowa sytuację ratowali obrońcy. Kopenhadze brakowało przyspieszenia w ataku i otwierających drogę do bramki podań, w efekcie Lokomotiw utrzymał korzystny wynik do ostatniego gwizdka. Kopenhaga spada na trzecie miejsce w tabeli, ale jeśli w ostatniej kolejce pokonają u siebie Szerif Tiraspol to awansują.
Grupa J
Östersunds - Zoria Ługańsk 2:0 (Hreczyszkin 40'-sam., Ghoddos 78')
Rewelacja tegorocznej edycji Ligi Europy pokonała u siebie Zorię i zapewniła sobie awans do 1/16 finału. W pierwszym kwadransie gospodarze dominowali, praktycznie nie schodząc z połowy ukraińskiego zespołu. W 8 min. z prawego skrzydła dośrodkował Curtis Edwards, w polu karnym Alhaji Gero obrócił się z piłką i uderzył przy słupku, ale zbyt lekko by pokonać Andrija Łunina. Minutę później szwedzka drużyna wyprowadziła szybki atak zakończony zablokowanym strzałem przez Edwardsa. Po kwadransie zdecydowanej przewagi gospodarzy Zoria zaczęła grać odważniej, atakując większą liczbą zawodników. W 18 min. piłkę dostał w polu karnym Artiem Suchockij, ale mając sporo czasu i miejsca zbyt długo zwlekał z uderzeniem i zostało ono zablokowane. Przez resztę 1. połowy gra była wyrównana, gospodarze wyraźnie wytracili początkowy impet. Mimo tego okresu słabszej gry zdołali jednak objąć prowadzenie przed przerwą - w 40 min. z prawego skrzydła w pole karne dograł Edwards, a naciskany przez Gero Hreczyszkin trącił piłkę i posłał ją do własnej bramki. Po przewie Zoria zaatakowała, wyraźnie przejmując inicjatywę w pierwszych minutach. Gospodarze nie dawali jednak za wygraną - z dystansu bardzo groźnie strzelał Saman Ghoddos, jednak Łunin obronił efektowną paradą. W 67 min. goście byli blisko wyrównania - Hordijenko podał w pole karne do Brazylijczyka Iury, ten jednak nie zdołał pokonać Aly Keity (genialna interwencja golkipera Östersunds). W 78 min. próbkę swoich umiejętności pokazał świetnie spisujący się w tej edycji LE Saman Ghoddos – minął kilku rywali i w biegu uderzył precyzyjnie przy słupku sprzed pola karnego, nie dając szans Łuninowi. W końcówce Zoria zdobyła się na jeszcze jeden zryw, w trakcie którego najlepszą okazję miał w 89 min. Ihor Charatin - jego strzał po ziemi wybronił jednak Aly Keita. Był to kolejny mecz w którym gra Östersunds naprawdę mogła się podobać, i fajnie, że zobaczymy ich w Europie także na wiosnę.